Podróże Przejdź do:
„MOKARI MAKKA?” – „ROBIMY INTERES?”
O tym, jak (nie)rozmawiać z Japończykami
Agnieszka
Paśnik-Kijanka
„Mokari makka?” („Robimy interes?”) – pytają na dzień dobry mieszkańcy Osaki. Zwrot jest miejscowym powitaniem, bo nikt nie wie równie dobrze, co mieszkańcy Osaki (liczącej ponad trzydzieści tysięcy fabryk), jak go ubić. Japończycy lubią biznes z wzajemnością. Co jednak gdy z biznesu nici, bo już na wstępie porozumienie okazuje się niemożliwe? Dla obcokrajowców kontakty z Japończykami nieodmiennie stanowią duże wyzwanie, gdyż nieświadomy gest (na przykład publiczne użycie chusteczki higienicznej) lub przypadkowy zwrot (niedostatecznie gorliwe podziękowanie), może skutecznie rozbić w puch niezwykle obiecujące negocjacje. W przypadku tak wymagających partnerów biznesowych warto zatem solidnie przygotować się do czekających nas rozmów. To wiele ułatwi, jeśli i my, i nasz azjatycki interlokutor poczujemy się swobodnie na komunikacyjnym poletku.
Język - najlepszym GPS-em
Wokół języka japońskiego narosło wiele nieporozumień. W większości, jak to zwykle bywa ze stereotypami, są to opinie nieuzasadnione. To, jak go zazwyczaj oceniamy, ma raczej zastosowanie wobec języka chińskiego, zupełnie innego i szalenie trudnego w wymowie, bo opartego na nieskończonych ciągach samogłosek (czyli konstrukcjach typu: aoaoaueoaoaoe). Mówiony japoński jest stosunkowo prosty, gdyż jest językiem nieodmiennym (tak zwanym niefleksyjnym). W jego przypadku nie trzeba się więc martwić o zastosowanie poprawnych końcówek. Wystarczy nauczyć się podstawowych słów, by bez problemu tworzyć proste komunikaty, takie jak: „jestem menedżerem”, „mieszkam w Polsce”, „Japonia jest piękna”.
Z pewnością nie da się zadowalająco opanować nowego dla nas języka w ciągu zaledwie kilku dni, ale warto pamiętać o tym, że po prawdzie nie taki diabeł straszny, jak go malują! Zaś w krótkim czasie na pewno można nauczyć się najważniejszych zwrotów grzecznościowych, co z pewnością zyska uznanie w oczach japońskiego negocjatora. Nawet, jeśli zrezygnujemy z uniwersalności porozumiewania się w języku angielskim na rzecz tłumacza, japońskie słowa-klucze mogą okazać się prawdziwymi wytrychami!
Japoński jest językiem bardzo sformalizowanym, co w praktyce oznacza, że istnieją bardzo restrykcyjne zasady przedstawiania się, pozdrawiania, czy podziękowań. Nawet Japończycy znający się od lat nigdy nie użyją zdawkowego „cześć”, w miejsce tradycyjnego i neutralnego „dzień dobry”. Istnieją setki formułek, recytowanych w konkretnych sytuacjach. Dobrze jest pamiętać o tych najważniejszych. Na przykład, gdy spotykamy kogoś po raz pierwszy, należy użyć powitania hajimemashite (czyt. hadzimemasite), czyli „witaj po raz pierwszy”. Dobrze jest również często polecać się na przyszłość, słowami dozo yoroshiku onegai shimasu (czyt. dodzo jorosiku onegai simas) oraz poprawnie dziękować pełną formułą domo arigato gozaimasu (czyt. domo arigato gozaimas).
Zwykłe arigato, po które obcokrajowcy tak chętnie sięgają, jest powszechnie uznawane za niechlujne i prostackie. To odpowiednik polskiego „dzięki”, rzuconego od niechcenia. Ładnym zwrotem jest także otsukaresama deshita (czyt. ockaresama deśta), którego powinno się użyć odchodząc od stołu, przy którym prowadzono negocjacje. W dosłownym tłumaczeniu oznacza ni mniej, ni więcej, jak tylko: „dziękuję Ci za trud włożony w Twoją pracę” i jednoznacznie sygnalizuje koniec rozmów. Powinno się także zwrócić uwagę na zależność między stosowanym powitaniem i czasem w którym witać nam się przyszło, bo jest to częsty i brzydki błąd. Jeśli godzina jest wczesna, to koniecznie używajmy ohayo gozaimasu (czyt. ohajo gozaimas), a więc „dzień dobry”. Jeśli minęło południe, życzmy „miłego popołudnia” za pomocą słowa konnichiwa (czyt. koniciła), a wieczorem – analogicznie „miłego wieczoru”: konbanwa (czyt. konbanła).
Między słowami
Często słyszy się, że Azjaci nie mówią a krzyczą. I nie ma w tym przesady, bo język japoński (podobnie, jak tajski, chiński czy koreański) jest niezwykle ekspresyjny. Ułatwmy więc sobie sprawę, z góry nastawiając się na dość inwazyjną fonię i zachowując się równie hałaśliwie, co nasz rozmówca. W odróżnieniu od europejskich zwyczajów, stały kontakt wzrokowy nie jest przez Japończyków mile widziany. Odmiennie niż dla nas, nie stanowi bowiem dowodu szczerości i uważnego słuchania, lecz swego rodzaju impertynencję, a w skrajnych przypadkach może być nawet odczytany jako prowokacja. Nie rzucajmy zatem bezmyślnie rękawic. Podtrzymywanie rozmowy z Japończykiem następuje w zupełnie inny sposób, poprzez nieustanne potakiwanie lub potwierdzanie skinięciem głowy. Chyba każdy Europejczyk ma z tym kłopot, bo takie zachowanie wydaje nam się nienaturalne i na dłuższą metę dość męczące. Pamiętajmy jednak, że japońska etykieta bezwzględnie tego wymaga, jeśli rozmowa ma być kontynuowana.
Bez ustawicznego potwierdzania każdego słowa, nasz interlokutor uzna że nie mamy wcale ochoty rozmawiać i że pora zakończyć spotkanie. Wreszcie to, że Japończycy są z natury głośni i każde ich słowo wymaga naszej reakcji, ma jeszcze jeden aspekt. Nie wolno nam bowiem dopuścić do tego, by zapanowała cisza. Często obcokrajowcy nie zdają sobie sprawy z tego, że w różnych kulturach może mieć ona odmienne znaczenie. A w Kraju Kwitnącej Wiśni, cisza oznacza najczęściej brak akceptacji bądź jawny dystans. Jeśli więc japoński rozmówca, w odpowiedzi na nasze pytanie uprzejmie się uśmiechnie, nie mówiąc przy tym ani słowa, zdecydowanie nie wróży to nic dobrego…
Harmonogram samuraja
Każda kultura ma swój prywatny kręgosłup. Dla Europejczyków swego rodzaju „ustawodawcą” jest etyka judeochrześcijańska. Dla Japończyków zaś takim drogowskazem jest tradycja. Nie bagatelizujmy jej znaczenia, bo to ona najskuteczniej podpowie nam, jak powinniśmy się zachowywać. W kraju, w którym nieposłuszeństwo wobec zasad kodeksu honorowego samuraj przypłacał seppuku, przestrzeganie reguł obyczajowych jest szczególnie ważne. I choć XVIII-wieczny samuraj porzucił katanę na rzecz laptopa, a zbroję zamienił na garnitur i krawat, to tak naprawdę nic się nie zmieniło. Japończycy są wciąż społeczeństwem kolektywnym, co oznacza że w ich rozumieniu odpowiedzialność ponoszą wszyscy po równo, a indywidualne sądy nie są szczególnie wiarygodne.
W tej kulturze unika się wydawania indywidualnych opinii i stawiania jednoznacznych stwierdzeń w stylu: „moim zdaniem”, „uważam, że”, „ja zrobiłbym to tak”. Nie bez powodu Japończycy odpowiadając na jakiekolwiek pytanie, nawet jeśli dotyczy kwestii tak banalnej jak aktualny stan pogody, niemal zawsze wtrącają asekuranckie „być może”. Nie wynika to z niepewności czy niewiedzy, lecz z braku wiary w racjonalność decyzji jednostki. Hierarchia jest rzeczą równie ważną. Tak jak niegdyś samuraj, tak i dziś korporacyjny pracownik, bez względu na zajmowane stanowisko, zna swoje miejsce. Przyjęła się zasada, mówiąca że nigdy nie należy zabierać głosu po przełożonym, bądź osobie o wyższych kompetencjach.
Nie wolno także jawnie negować czyichś opinii, nawet jeśli mamy ku temu realne podstawy lub chcielibyśmy je przedyskutować. W takim przypadku własne wątpliwości należy ubrać w otoczkę całkiem nowej kwestii, która jakoby nie została jeszcze poruszona. Tego rodzaju kamuflaż pozwala zachować twarz temu, kto może niekoniecznie miał rację, ale zapewnia wzajemny szacunek.
Z innych reguł życia społecznego warto także pamiętać o tym, że w pojęciu Japończyków lunch niezmiennie jada się między dwunastą a pierwszą po południu i nie ma od tego wyjątków. Wspólne imprezy czy spotkania, nigdy nie są otwarcie omawiane na forum, więc nie wolno ich komentować w naturalny dla Europejczyka sposób. Stwierdzenie, że „dobrze się wczoraj bawiliśmy” może narobić sporego bałaganu, bo dla Japończyka to, co miało miejsce półprywatnie, skutecznie oddziela od spraw zawodowych zasłona milczenia. Użycie chusteczki w towarzystwie innych osób uznawane jest za wysoce niehigieniczne, a ryż traktuje się w szczególny sposób (tak, jak polski chleb) i jada zawsze na sucho, bez żadnych sosów (odmiennie wygląda to w Chinach). I wreszcie, jedynym akceptowalnym strojem służbowym jest garnitur, który w najprostszy sposób daje znać o tym, czy pozostajemy w relacjach zawodowych.
Wszystkie przytoczone przykłady świadczą o tym, jak trudno bezpiecznie poruszać się w granicach obcych kultur i jak wiele wymaga to rozwagi. Zwłaszcza, jeśli wkraczamy doń w bardzo konkretnym celu. Chyba warto więc wziąć sobie do serca nauki naszych babć, które nie bez przyczyny wbijały nam do głowy, że najskuteczniejszą bronią jest dobre poznanie przeciwnika!
Agnieszka
Paśnik-Kijanka
„MOKARI MAKKA?” – „ROBIMY INTERES?”
O tym, jak (nie)rozmawiać z Japończykami
„Mokari makka?” („Robimy interes?”) – pytają na dzień dobry mieszkańcy Osaki. Zwrot jest miejscowym powitaniem, bo nikt nie wie równie dobrze, co mieszkańcy Osaki (liczącej ponad trzydzieści tysięcy fabryk), jak go ubić. Japończycy lubią biznes z wzajemnością. Co jednak gdy z biznesu nici, bo już na wstępie porozumienie okazuje się niemożliwe? Dla obcokrajowców kontakty z Japończykami nieodmiennie stanowią duże wyzwanie, gdyż nieświadomy gest (na przykład publiczne użycie chusteczki higienicznej) lub przypadkowy zwrot (niedostatecznie gorliwe podziękowanie), może skutecznie rozbić w puch niezwykle obiecujące negocjacje. W przypadku tak wymagających partnerów biznesowych warto zatem solidnie przygotować się do czekających nas rozmów. To wiele ułatwi, jeśli i my, i nasz azjatycki interlokutor poczujemy się swobodnie na komunikacyjnym poletku.
Język - najlepszym GPS-em
Wokół języka japońskiego narosło wiele nieporozumień. W większości, jak to zwykle bywa ze stereotypami, są to opinie nieuzasadnione. To, jak go zazwyczaj oceniamy, ma raczej zastosowanie wobec języka chińskiego, zupełnie innego i szalenie trudnego w wymowie, bo opartego na nieskończonych ciągach samogłosek (czyli konstrukcjach typu: aoaoaueoaoaoe). Mówiony japoński jest stosunkowo prosty, gdyż jest językiem nieodmiennym (tak zwanym niefleksyjnym). W jego przypadku nie trzeba się więc martwić o zastosowanie poprawnych końcówek. Wystarczy nauczyć się podstawowych słów, by bez problemu tworzyć proste komunikaty, takie jak: „jestem menedżerem”, „mieszkam w Polsce”, „Japonia jest piękna”.
Z pewnością nie da się zadowalająco opanować nowego dla nas języka w ciągu zaledwie kilku dni, ale warto pamiętać o tym, że po prawdzie nie taki diabeł straszny, jak go malują! Zaś w krótkim czasie na pewno można nauczyć się najważniejszych zwrotów grzecznościowych, co z pewnością zyska uznanie w oczach japońskiego negocjatora. Nawet, jeśli zrezygnujemy z uniwersalności porozumiewania się w języku angielskim na rzecz tłumacza, japońskie słowa-klucze mogą okazać się prawdziwymi wytrychami!
Japoński jest językiem bardzo sformalizowanym, co w praktyce oznacza, że istnieją bardzo restrykcyjne zasady przedstawiania się, pozdrawiania, czy podziękowań. Nawet Japończycy znający się od lat nigdy nie użyją zdawkowego „cześć”, w miejsce tradycyjnego i neutralnego „dzień dobry”. Istnieją setki formułek, recytowanych w konkretnych sytuacjach. Dobrze jest pamiętać o tych najważniejszych. Na przykład, gdy spotykamy kogoś po raz pierwszy, należy użyć powitania hajimemashite (czyt. hadzimemasite), czyli „witaj po raz pierwszy”. Dobrze jest również często polecać się na przyszłość, słowami dozo yoroshiku onegai shimasu (czyt. dodzo jorosiku onegai simas) oraz poprawnie dziękować pełną formułą domo arigato gozaimasu (czyt. domo arigato gozaimas).
Zwykłe arigato, po które obcokrajowcy tak chętnie sięgają, jest powszechnie uznawane za niechlujne i prostackie. To odpowiednik polskiego „dzięki”, rzuconego od niechcenia. Ładnym zwrotem jest także otsukaresama deshita (czyt. ockaresama deśta), którego powinno się użyć odchodząc od stołu, przy którym prowadzono negocjacje. W dosłownym tłumaczeniu oznacza ni mniej, ni więcej, jak tylko: „dziękuję Ci za trud włożony w Twoją pracę” i jednoznacznie sygnalizuje koniec rozmów. Powinno się także zwrócić uwagę na zależność między stosowanym powitaniem i czasem w którym witać nam się przyszło, bo jest to częsty i brzydki błąd. Jeśli godzina jest wczesna, to koniecznie używajmy ohayo gozaimasu (czyt. ohajo gozaimas), a więc „dzień dobry”. Jeśli minęło południe, życzmy „miłego popołudnia” za pomocą słowa konnichiwa (czyt. koniciła), a wieczorem – analogicznie „miłego wieczoru”: konbanwa (czyt. konbanła).
Między słowami
Często słyszy się, że Azjaci nie mówią a krzyczą. I nie ma w tym przesady, bo język japoński (podobnie, jak tajski, chiński czy koreański) jest niezwykle ekspresyjny. Ułatwmy więc sobie sprawę, z góry nastawiając się na dość inwazyjną fonię i zachowując się równie hałaśliwie, co nasz rozmówca. W odróżnieniu od europejskich zwyczajów, stały kontakt wzrokowy nie jest przez Japończyków mile widziany. Odmiennie niż dla nas, nie stanowi bowiem dowodu szczerości i uważnego słuchania, lecz swego rodzaju impertynencję, a w skrajnych przypadkach może być nawet odczytany jako prowokacja. Nie rzucajmy zatem bezmyślnie rękawic. Podtrzymywanie rozmowy z Japończykiem następuje w zupełnie inny sposób, poprzez nieustanne potakiwanie lub potwierdzanie skinięciem głowy. Chyba każdy Europejczyk ma z tym kłopot, bo takie zachowanie wydaje nam się nienaturalne i na dłuższą metę dość męczące. Pamiętajmy jednak, że japońska etykieta bezwzględnie tego wymaga, jeśli rozmowa ma być kontynuowana.
Bez ustawicznego potwierdzania każdego słowa, nasz interlokutor uzna że nie mamy wcale ochoty rozmawiać i że pora zakończyć spotkanie. Wreszcie to, że Japończycy są z natury głośni i każde ich słowo wymaga naszej reakcji, ma jeszcze jeden aspekt. Nie wolno nam bowiem dopuścić do tego, by zapanowała cisza. Często obcokrajowcy nie zdają sobie sprawy z tego, że w różnych kulturach może mieć ona odmienne znaczenie. A w Kraju Kwitnącej Wiśni, cisza oznacza najczęściej brak akceptacji bądź jawny dystans. Jeśli więc japoński rozmówca, w odpowiedzi na nasze pytanie uprzejmie się uśmiechnie, nie mówiąc przy tym ani słowa, zdecydowanie nie wróży to nic dobrego…
Harmonogram samuraja
Każda kultura ma swój prywatny kręgosłup. Dla Europejczyków swego rodzaju „ustawodawcą” jest etyka judeochrześcijańska. Dla Japończyków zaś takim drogowskazem jest tradycja. Nie bagatelizujmy jej znaczenia, bo to ona najskuteczniej podpowie nam, jak powinniśmy się zachowywać. W kraju, w którym nieposłuszeństwo wobec zasad kodeksu honorowego samuraj przypłacał seppuku, przestrzeganie reguł obyczajowych jest szczególnie ważne. I choć XVIII-wieczny samuraj porzucił katanę na rzecz laptopa, a zbroję zamienił na garnitur i krawat, to tak naprawdę nic się nie zmieniło. Japończycy są wciąż społeczeństwem kolektywnym, co oznacza że w ich rozumieniu odpowiedzialność ponoszą wszyscy po równo, a indywidualne sądy nie są szczególnie wiarygodne.
W tej kulturze unika się wydawania indywidualnych opinii i stawiania jednoznacznych stwierdzeń w stylu: „moim zdaniem”, „uważam, że”, „ja zrobiłbym to tak”. Nie bez powodu Japończycy odpowiadając na jakiekolwiek pytanie, nawet jeśli dotyczy kwestii tak banalnej jak aktualny stan pogody, niemal zawsze wtrącają asekuranckie „być może”. Nie wynika to z niepewności czy niewiedzy, lecz z braku wiary w racjonalność decyzji jednostki. Hierarchia jest rzeczą równie ważną. Tak jak niegdyś samuraj, tak i dziś korporacyjny pracownik, bez względu na zajmowane stanowisko, zna swoje miejsce. Przyjęła się zasada, mówiąca że nigdy nie należy zabierać głosu po przełożonym, bądź osobie o wyższych kompetencjach.
Nie wolno także jawnie negować czyichś opinii, nawet jeśli mamy ku temu realne podstawy lub chcielibyśmy je przedyskutować. W takim przypadku własne wątpliwości należy ubrać w otoczkę całkiem nowej kwestii, która jakoby nie została jeszcze poruszona. Tego rodzaju kamuflaż pozwala zachować twarz temu, kto może niekoniecznie miał rację, ale zapewnia wzajemny szacunek.
Z innych reguł życia społecznego warto także pamiętać o tym, że w pojęciu Japończyków lunch niezmiennie jada się między dwunastą a pierwszą po południu i nie ma od tego wyjątków. Wspólne imprezy czy spotkania, nigdy nie są otwarcie omawiane na forum, więc nie wolno ich komentować w naturalny dla Europejczyka sposób. Stwierdzenie, że „dobrze się wczoraj bawiliśmy” może narobić sporego bałaganu, bo dla Japończyka to, co miało miejsce półprywatnie, skutecznie oddziela od spraw zawodowych zasłona milczenia. Użycie chusteczki w towarzystwie innych osób uznawane jest za wysoce niehigieniczne, a ryż traktuje się w szczególny sposób (tak, jak polski chleb) i jada zawsze na sucho, bez żadnych sosów (odmiennie wygląda to w Chinach). I wreszcie, jedynym akceptowalnym strojem służbowym jest garnitur, który w najprostszy sposób daje znać o tym, czy pozostajemy w relacjach zawodowych.
Wszystkie przytoczone przykłady świadczą o tym, jak trudno bezpiecznie poruszać się w granicach obcych kultur i jak wiele wymaga to rozwagi. Zwłaszcza, jeśli wkraczamy doń w bardzo konkretnym celu. Chyba warto więc wziąć sobie do serca nauki naszych babć, które nie bez przyczyny wbijały nam do głowy, że najskuteczniejszą bronią jest dobre poznanie przeciwnika!