Podróże Przejdź do:
Ponoć z Hiszpanami nie da się pracować. A zwłaszcza na poważnie. Bo albo jedzą, albo śpią po jedzeniu, a jeśli już się tak zdarzy, że akurat w danym momencie nie śpią i nie jedzą, to i tak zawsze przypałęta się jakaś lokalna fiesta. Jednym słowem, co mają zrobić dziś, ze stoickim spokojem odłożą na jutro. I wtedy to już na pewno nici z interesu!
Ostatnie doniesienia mediów na temat bańki spekulacyjnej na hiszpańskim rynku nieruchomości oraz puchnącego w tamtejszym kraju deficytu, zdają się potwierdzać powyższą tezę. Coś w tym jest, że Hiszpanów powszechnie uznaje się za skutecznie stroniących od zawodowego zaangażowania. Najczęściej wysuwane, a przy tym najbanalniejsze usprawiedliwienie mówi, że upalny klimat nie służy mrówczej pracy. To prawda. Aby jednak polsko-hiszpańska współpraca przyniosła wymierne efekty, warto skupić się nie tyle na mitach i stereotypach, co raczej na kulturowych i komunikacyjnych zagrożeniach dla naszego biznesu. W końcu Hiszpanie, jak i wszystkie inne nacje, też muszą kiedyś zarabiać. A że robią to po swojemu i o całkiem innych porach niż cała reszta Europy, to już zupełnie inna sprawa!
W Hiszpanii punktualne są tylko corridy
O porozumienie z hiszpańskim partnerem biznesowym niełatwo. Już choćby dlatego, że wszystko to, co składa się na ogólnoeuropejską etykietę pracy, w kraju pomidorów i byczej krwi zwyczajnie bierze w łeb. Rozmowę rozpoczynają tematy absolutnie nie zawodowe, często wręcz absurdalne (np. plotki na temat postaci z pierwszych stron gazet). Negocjacje ciągną się w nieskończoność i często przybierają formę wyścigów w przerywaniu sobie nawzajem. Każdorazowe targowanie się jest jasne jak słońce, a żadne spotkanie nie zakończy się bez co najmniej setki dobrych rad pod naszym adresem, z których więcej niż połowa w ogóle nie dotyczy zasadniczego tematu.
Spóźniają się wszyscy i wszędzie. Przeciętny „poślizg” wynosi około dwudziestu minut, choć zdarzają się sytuacje ekstremalne. Warto wykorzystać ten casus i samemu się nie spóźniać, budując w ten sposób wizerunek poważnego i wymagającego partnera, choć z drugiej strony w takich sytuacjach najpewniej to właśnie nam przyjdzie czekać na beztroskiego rozmówcę. Pomysłowym obejściem problemu maniakalnego spóźnialstwa Hiszpanów może być formalne umawianie kontaktów handlowych (listownie, mailem, faksem) z dużym wyprzedzeniem, a następnie potwierdzanie ich na krótko przed bezpośrednią wizytą. Kolejną drażliwą kwestią jest wybór osoby, z którą prowadzone będą rozmowy, lub do której kierowana będzie korespondencja.
Zawsze warto zwracać się do zarządzającego firmą bądź jej właściciela, nawet jeśli nie są to ludzie bezpośrednio zorientowani w temacie, który nas interesuje. W kraju, w którym od wieków obowiązywał ideał macho, władza i hierarchia w stadzie nie są przecież nic nie znaczącymi drobiazgami. Jeśli na przykład dobrniemy do końca negocjacji, zawsze istnieje szansa, że przełożony zaneguje kompetencje menedżera, który podpisał z nami umowę. Choćby była ona zwyczajnie standardowym porozumieniem w obrębie podległych mu zadań. To taka typowo hiszpańska próba sił, bo Hiszpanie zawsze muszą mieć poczucie, że panują nad sytuacją. Zasada adekwatnej hierarchiczności dotyczy wszystkich aspektów relacji zawodowych, w tym także korespondencji.
Obcokrajowcy często odnoszą wrażenie, że Hiszpanie ni stąd ni zowąd zapadają się pod ziemię. Owo niepokojące zjawisko generuje uciążliwy klimat, we wspomnianym przypadku zasadnie obwiniany o demotywowanie mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego. Sjesta trwa w Hiszpanii codziennie między godziną 14.00 (względnie 13.00) a 19.00, stanowiąc istotny i dość uciążliwy dla nieprzyzwyczajonych doń, przerywnik. Wtenczas wszystko zamiera, a potencjalni partnerzy biznesowi bez zapowiedzi stają się nieosiągalni aż do późnego wieczora. Sjesta może być także zdradliwą pułapką dla zagonionych biznesmenów, chcących szybko dopełnić formalności, gdyż wraz z nią zamykają swe podwoje banki i instytucje publiczne.
Wziąć byka za rogi
W kontaktach zawodowych, Hiszpanie cenią sobie odmienne wartości niż cała reszta Europy. Nie liczą się dla nich specjalnie wiedza i doświadczenie, ani też inteligencja czy pracowitość. Tak naprawdę liczy się osobowość człowieka i posiadane umiejętności interpersonalne. Dlatego też większe powodzenie w negocjacjach z przedstawicielami tej nacji miałby hałaśliwy, choć niedoświadczony student, niż skromny i nieśmiały profesor z dwudziestoletnim stażem akademickim. Nadzwyczaj ważna jest pewność siebie. W bezpośrednich kontaktach liczy się serdeczność, a nawet wylewność i swoboda wypowiedzi.
Hiszpanie lubią też stały kontakt wzrokowy oraz... dotyk. Oficjalne powitanie następuje zwyczajowo przez podanie ręki (również w ten sam sposób należy witać się z dziećmi, jeśli są obecne), gdy jednak zostaniemy zaakceptowani w roli partnera, to dodatkowo pojawi się wszelkiego rodzaju obejmowanie, poklepywanie, chwytanie za plecy, czy kark. Osoby pozostające w bliskich relacjach (a być może nasze kontakty rozwiną się właśnie w tę stronę), na powitanie całują się w oba policzki, przy czym w równym stopniu dotyczy to kobiet, co i mężczyzn. Szacunek wyraża się używając tytułów zawodowych lub zwrotów grzecznościowych (Pan to Seńor; Pani – Seńora; Panna – Seńorita) w połączeniu z nazwiskiem.
Co ciekawe, Hiszpanie posiadają dwa nazwiska jedno po ojcu, drugie po matce, np. Alejandro Anton Escolano. W kontaktach face to face używa się tego pierwszego, odojcowskiego, zwracając się do rozmówcy: Seńor Anton, czyli Panie Kowalski, natomiast w korespondencji firmowej – konsekwentnie obu nazwisk. Dobre tematy do pierwszej rozmowy to sport (choć nie należy ujawniać własnych preferencji, o ile nie znamy upodobań rozmówcy), rodzina (im większą rodzinę posiadamy, tym lepiej) oraz osoby publiczne, najlepiej rodowici Hiszpanie (na temat członków rodziny królewskiej zawsze wypowiadajmy się z entuzjazmem). Absolutnie nie porusza się publicznie kwestii religijnych czy politycznych, zaś zakwestionowanie idei corridy oznacza towarzyskie samobójstwo.
Nie ma dla Hiszpana lepszej rekomendacji niż opinia innego rodaka, który poleci nas jako swojego „dobrego przyjaciela”. Taka rekomendacja otwiera każde drzwi. Dlatego tak ważne jest w Hiszpanii budowanie dobrych kontaktów. Chcąc robić tam interesy, warto znaleźć sobie hiszpańskiego reprezentanta, który w naszym imieniu podtrzyma pozytywne relacje i w razie potrzeby wprowadzi nas do potencjalnego partnera już jako „tutejszego” przedsiębiorcę. Należy jednak pamiętać o starannym wyborze przedstawiciela, gdyż nawet jeśli później zrezygnujemy z takiego pracownika (czy też współpracownika), wciąż będziemy z nim kojarzeni i wciąż za jego pośrednictwem hiszpańscy interesanci będą szukać z nami kontaktu. Tak więc wybór własnego reprezentanta na terenie Hiszpanii ma wyraźnie długofalowy efekt.
Ostatnim punktem w oswajaniu się z hiszpańskim biznesem są oficjalne posiłki, o tyle przyjemne, co i owiane legendą jako wyjątkowo nieefektywne. Służbowe lunche, odbywające się w czasie sjesty, spotyka się niemal wyłącznie w Barcelonie. W innych częściach kraju przyjdzie nam zatem poczekać na spotkanie co najmniej do godz. 20.00 (zwykle takie kolacje odbywają się ok. 22.00), przy czym przyjmuje się, że zwyczajowe spóźnienie wynosi od dwudziestu minut do pół godziny. Tematy zawodowe porusza się dopiero po podaniu kawy wieńczącej posiłek, co znowuż odsuwa wyczekiwaną rozmowę w czasie. Wcześniejsze próby rozpoczęcia dyskusji traktowane są jako niegrzeczne i nachalne, stąd lepiej dać sobie spokój i odczekać swoje przy winie oraz jamonie (hiszpańskiej szynce). Bo do interesu z Hiszpanami dotrwają tylko najcierpliwsi.
Ponoć z Hiszpanami nie da się pracować. A zwłaszcza na poważnie. Bo albo jedzą, albo śpią po jedzeniu, a jeśli już się tak zdarzy, że akurat w danym momencie nie śpią i nie jedzą, to i tak zawsze przypałęta się jakaś lokalna fiesta. Jednym słowem, co mają zrobić dziś, ze stoickim spokojem odłożą na jutro. I wtedy to już na pewno nici z interesu!
Ostatnie doniesienia mediów na temat bańki spekulacyjnej na hiszpańskim rynku nieruchomości oraz puchnącego w tamtejszym kraju deficytu, zdają się potwierdzać powyższą tezę. Coś w tym jest, że Hiszpanów powszechnie uznaje się za skutecznie stroniących od zawodowego zaangażowania. Najczęściej wysuwane, a przy tym najbanalniejsze usprawiedliwienie mówi, że upalny klimat nie służy mrówczej pracy. To prawda. Aby jednak polsko-hiszpańska współpraca przyniosła wymierne efekty, warto skupić się nie tyle na mitach i stereotypach, co raczej na kulturowych i komunikacyjnych zagrożeniach dla naszego biznesu. W końcu Hiszpanie, jak i wszystkie inne nacje, też muszą kiedyś zarabiać. A że robią to po swojemu i o całkiem innych porach niż cała reszta Europy, to już zupełnie inna sprawa!
W Hiszpanii punktualne są tylko corridy
O porozumienie z hiszpańskim partnerem biznesowym niełatwo. Już choćby dlatego, że wszystko to, co składa się na ogólnoeuropejską etykietę pracy, w kraju pomidorów i byczej krwi zwyczajnie bierze w łeb. Rozmowę rozpoczynają tematy absolutnie nie zawodowe, często wręcz absurdalne (np. plotki na temat postaci z pierwszych stron gazet). Negocjacje ciągną się w nieskończoność i często przybierają formę wyścigów w przerywaniu sobie nawzajem. Każdorazowe targowanie się jest jasne jak słońce, a żadne spotkanie nie zakończy się bez co najmniej setki dobrych rad pod naszym adresem, z których więcej niż połowa w ogóle nie dotyczy zasadniczego tematu.
Spóźniają się wszyscy i wszędzie. Przeciętny „poślizg” wynosi około dwudziestu minut, choć zdarzają się sytuacje ekstremalne. Warto wykorzystać ten casus i samemu się nie spóźniać, budując w ten sposób wizerunek poważnego i wymagającego partnera, choć z drugiej strony w takich sytuacjach najpewniej to właśnie nam przyjdzie czekać na beztroskiego rozmówcę. Pomysłowym obejściem problemu maniakalnego spóźnialstwa Hiszpanów może być formalne umawianie kontaktów handlowych (listownie, mailem, faksem) z dużym wyprzedzeniem, a następnie potwierdzanie ich na krótko przed bezpośrednią wizytą. Kolejną drażliwą kwestią jest wybór osoby, z którą prowadzone będą rozmowy, lub do której kierowana będzie korespondencja.
Zawsze warto zwracać się do zarządzającego firmą bądź jej właściciela, nawet jeśli nie są to ludzie bezpośrednio zorientowani w temacie, który nas interesuje. W kraju, w którym od wieków obowiązywał ideał macho, władza i hierarchia w stadzie nie są przecież nic nie znaczącymi drobiazgami. Jeśli na przykład dobrniemy do końca negocjacji, zawsze istnieje szansa, że przełożony zaneguje kompetencje menedżera, który podpisał z nami umowę. Choćby była ona zwyczajnie standardowym porozumieniem w obrębie podległych mu zadań. To taka typowo hiszpańska próba sił, bo Hiszpanie zawsze muszą mieć poczucie, że panują nad sytuacją. Zasada adekwatnej hierarchiczności dotyczy wszystkich aspektów relacji zawodowych, w tym także korespondencji.
Obcokrajowcy często odnoszą wrażenie, że Hiszpanie ni stąd ni zowąd zapadają się pod ziemię. Owo niepokojące zjawisko generuje uciążliwy klimat, we wspomnianym przypadku zasadnie obwiniany o demotywowanie mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego. Sjesta trwa w Hiszpanii codziennie między godziną 14.00 (względnie 13.00) a 19.00, stanowiąc istotny i dość uciążliwy dla nieprzyzwyczajonych doń, przerywnik. Wtenczas wszystko zamiera, a potencjalni partnerzy biznesowi bez zapowiedzi stają się nieosiągalni aż do późnego wieczora. Sjesta może być także zdradliwą pułapką dla zagonionych biznesmenów, chcących szybko dopełnić formalności, gdyż wraz z nią zamykają swe podwoje banki i instytucje publiczne.
Wziąć byka za rogi
W kontaktach zawodowych, Hiszpanie cenią sobie odmienne wartości niż cała reszta Europy. Nie liczą się dla nich specjalnie wiedza i doświadczenie, ani też inteligencja czy pracowitość. Tak naprawdę liczy się osobowość człowieka i posiadane umiejętności interpersonalne. Dlatego też większe powodzenie w negocjacjach z przedstawicielami tej nacji miałby hałaśliwy, choć niedoświadczony student, niż skromny i nieśmiały profesor z dwudziestoletnim stażem akademickim. Nadzwyczaj ważna jest pewność siebie. W bezpośrednich kontaktach liczy się serdeczność, a nawet wylewność i swoboda wypowiedzi.
Hiszpanie lubią też stały kontakt wzrokowy oraz... dotyk. Oficjalne powitanie następuje zwyczajowo przez podanie ręki (również w ten sam sposób należy witać się z dziećmi, jeśli są obecne), gdy jednak zostaniemy zaakceptowani w roli partnera, to dodatkowo pojawi się wszelkiego rodzaju obejmowanie, poklepywanie, chwytanie za plecy, czy kark. Osoby pozostające w bliskich relacjach (a być może nasze kontakty rozwiną się właśnie w tę stronę), na powitanie całują się w oba policzki, przy czym w równym stopniu dotyczy to kobiet, co i mężczyzn. Szacunek wyraża się używając tytułów zawodowych lub zwrotów grzecznościowych (Pan to Seńor; Pani – Seńora; Panna – Seńorita) w połączeniu z nazwiskiem.
Co ciekawe, Hiszpanie posiadają dwa nazwiska jedno po ojcu, drugie po matce, np. Alejandro Anton Escolano. W kontaktach face to face używa się tego pierwszego, odojcowskiego, zwracając się do rozmówcy: Seńor Anton, czyli Panie Kowalski, natomiast w korespondencji firmowej – konsekwentnie obu nazwisk. Dobre tematy do pierwszej rozmowy to sport (choć nie należy ujawniać własnych preferencji, o ile nie znamy upodobań rozmówcy), rodzina (im większą rodzinę posiadamy, tym lepiej) oraz osoby publiczne, najlepiej rodowici Hiszpanie (na temat członków rodziny królewskiej zawsze wypowiadajmy się z entuzjazmem). Absolutnie nie porusza się publicznie kwestii religijnych czy politycznych, zaś zakwestionowanie idei corridy oznacza towarzyskie samobójstwo.
Nie ma dla Hiszpana lepszej rekomendacji niż opinia innego rodaka, który poleci nas jako swojego „dobrego przyjaciela”. Taka rekomendacja otwiera każde drzwi. Dlatego tak ważne jest w Hiszpanii budowanie dobrych kontaktów. Chcąc robić tam interesy, warto znaleźć sobie hiszpańskiego reprezentanta, który w naszym imieniu podtrzyma pozytywne relacje i w razie potrzeby wprowadzi nas do potencjalnego partnera już jako „tutejszego” przedsiębiorcę. Należy jednak pamiętać o starannym wyborze przedstawiciela, gdyż nawet jeśli później zrezygnujemy z takiego pracownika (czy też współpracownika), wciąż będziemy z nim kojarzeni i wciąż za jego pośrednictwem hiszpańscy interesanci będą szukać z nami kontaktu. Tak więc wybór własnego reprezentanta na terenie Hiszpanii ma wyraźnie długofalowy efekt.
Ostatnim punktem w oswajaniu się z hiszpańskim biznesem są oficjalne posiłki, o tyle przyjemne, co i owiane legendą jako wyjątkowo nieefektywne. Służbowe lunche, odbywające się w czasie sjesty, spotyka się niemal wyłącznie w Barcelonie. W innych częściach kraju przyjdzie nam zatem poczekać na spotkanie co najmniej do godz. 20.00 (zwykle takie kolacje odbywają się ok. 22.00), przy czym przyjmuje się, że zwyczajowe spóźnienie wynosi od dwudziestu minut do pół godziny. Tematy zawodowe porusza się dopiero po podaniu kawy wieńczącej posiłek, co znowuż odsuwa wyczekiwaną rozmowę w czasie. Wcześniejsze próby rozpoczęcia dyskusji traktowane są jako niegrzeczne i nachalne, stąd lepiej dać sobie spokój i odczekać swoje przy winie oraz jamonie (hiszpańskiej szynce). Bo do interesu z Hiszpanami dotrwają tylko najcierpliwsi.